Między
ekfrazą a hypotypozą,
(Czarne koronki Bogumiły Jęcek)[1]
LAURA
Na zewnątrz zima pocięta przez okno. To błękit
przechodzi pod chmurami. W pokoju
krzesło i podłoga, która nie chce być gruntem.
Siedzę w sukni z kolorowanki,
a każda część cierpienia jest inna.
Stół przypomina słońce, takie, co nie spala; tutaj
ja podróżuję dookoła. Jestem na zewnątrz i w środku.
Wypłowieć, później przybrać na intensywności
- to nie to samo, co zmienić obrus.
Edward Munch
„Melancholia (Laura)“, 1899
STAGNACJA
W miejscach, do których dopływają fale,
czarny piasek - we włosach żałoba. Opieram
twarz na dłoni, gdzieś patrzę. Kamienie wysysają
myśli i nie wiem, że wyglądają jak sromy. Kobieta w bieli
wyszła ze mnie ? Za nią wloką się dwa cienie.
Każdy dom wydaje się za duży, zieleń
zbyt zimna. Tylko morze fioletowo - żółte
jest w niebie. Kołysana łódka kołysze;
rytmiczność uderza zawzięcie.
Edward Munch
„Melancholia“, 1891
Na wstępie już muszę przeprosić miłą
Autorkę oraz wszystkich, którzy tę notkę zechcą przeczytać do końca, że
sprawiam wrażenie wielkiego krytycznoliterackiego mądrali, że „wydwarzam“,
jakby powiedział zacny Łukasz Górnicki. Oczywiście dwa określenia tytułowe mogą
sprawiać trudności konotacyjne nawet osobom, które rozpoznają terminologię teoretycznoliteracką,
ale nie przeszły przez dokładniejsze studium poetyki i retoryki. Terminologia
(nomenklatura) owa zostanie wyjaśniona, mam też nadzieję, że w dalszych
partiach usprawiedliwi ona swoją obecność w tekście funkcją, jaka im zostanie
przysądzona oraz chwalebnym zamiarem edukacyjnym, bowiem każde dążenie
prowadzące do rozumienia poezji taki walor z natury posiada. Określenie
„ekfraza“ wprowadził wielce kompetentnie i fortunnie prof. Stanisław Burkot we
wstępie do „Czarnych koronek“. Tam też określił swoistość poezji Bogumiły Jęcek
w bogatych kontekstach kulturowych. Naprowadzał też Czytelników na
interpretacyjne tropy i szlaki pozwalające uchwycić ścisłą komunikację między
tekstem poetyckim a obrazami Edwarda Muncha. Wyznam, że po tak znakomitym
rozpoznaniu teoretycznym niewiele miałbym do powiedzenia. A coś tam dodać
jeszcze chciałem. Zdobyłem się na dwa przypisy „na marginesie“, na miniinterpretcję
dwu tekstów (ekfraz) zdialogowanych z odpowiednimi obrazami Muncha. Powiedzmy
wreszcie, co oznaczają te dwa tajemnicze terminy? Są to z grubsza rzecz ujmując
znane i stosowane kiedyś powszechnie figury retoryczne (oraz stylistyczne -
illokucyjne). Ekfraza (gr. ekphrasis, łac. descriptio) znaczyła tyle co
„dokładny“ opis artefaktu bądź ikony. Mówiąc po prostu: były to poetyckie opisy
wytworów niezwykłych, za sprawą boską poczynionych (np. tarcza Achillesa),
budowli sakralnych, wspaniałych przedmiotów, później wytraciły element
wzniosłości na rzecz mistrzowskiego popisu w naśladowczym dostrzeganiu świata.
Hypotypoza zaś nie odnosi się do konkretnego dzieła sztuki - jak to ma miejsce
w ekfrazie, lecz raczej w sposób
pośredni przywołuje pewien obraz lub całą klasę dzieł malarskich o podobnej
tematyce. Ekfraza przyporządkowana jest mimesis (naśladowaniu), hypotypoza zaś -
eikos, czyli możliwościom, które realizują się przez retoryczne
przysądzenie do delectandum (dawania
przyjemności przez element niespodzianki). Rację ma Stanisław Burkot, kiedy
pisze, ze w poezji Bogumiły Jęcek „odwróceniu ulega horacjańska zasada ut
pictura poesis - poezja jest jak obraz, bo tu obraz jest jak poezja.
Ekfraza zamienia się tu w hipotyposis. Tak usprawiedliwiam zawiły tytuł mej
notki.
Usprawiedliwiam także swój pomysł,
odwołując się do „poetyki odbioru”. W przekazie tak pełnym, zamkniętym,
funkcjonalnym, jakim są „Czarne koronki”, musimy się godzić na założoną asymetrię
możliwości Nadawcy oraz Odbiorcy. Ten drugi ma znacznie mniejszą (na ogół)
kompetencję kulturową, mniejszą pojemność pamięciową sensów ekfrastycznych. Musiałby przecież
wywołać całą niemal pinakotekę Muncha, co więcej musiałby iść tropami poetki,
która dzieła Muncha oswajała w jego muzeum. Oczywiście konstruuję tu sytuację
„odbiorczego śledztwa”, mimetycznej dociekliwości, która nie jest przecież
konieczna do tego, żeby wartości wypowiedzi poetyckiej zauważyć i docenić. Ta
ocena jednak wyrasta bardziej z sytuacji „hypotypozy” niż „ekfrazy”, z chęci
nakłonienia odbiorcy do tego, iżby poetyckie teksty widział w semiotycznej
ramie sztuki ikonicznej. Oczywiście można stworzyć interesującą recenzję bez
uciekania się do „śledztwa”, o którym wyżej pisałem. Świadectwem takiego
wnikliwego czytania bez zbędnego wikłania się w problemy ekfrazy jest
interesująca, kompetentna notacja Anety Kielan na stronie poetki umieszczona.
Moje krótkie i - przyznajmy -
jeszcze nieskładne rozważania mają na
celu rekonstrukcję pożądanej sytuacji odbiorczej. Nie piszę „modelowej”, gdyż
nie sytuuję siebie w roli idealnego odbiorcy. Jest tu trochę zalecanego pragmatyzmu i założonej
naiwności objawiającej się w „mimetycznych zachciankach”. Po prostu ułatwiam
potencjalnemu czytelnikowi lekturę, rozszyfrowuję za niego ekfrazę, konfrontuję
tekst poetycki z generującym go obrazem.
Nie jest to niestety pełna analiza, ledwo szkic i to węglem czyniony.
„Laura”
Edward Munch bardzo przeżył w
młodości śmierć siostry, piętnastoletniej Sophie. Bezradność ojca pastora połączona z wiarą w wyroki
Opatrzności spowodowała, że niebawem Munch programowo oddali się od religii.
Dwie siostry, Laura oraz Inger, będą bohaterkami jego obrazów. Piękny portret
Inger w sukni z czarnej koronki dał tytuł tomikowi, o którym piszemy.
Laura cierpiała na schizofrenię.
Bogumiła Jęcek subtelnie sufluje informacje o postaci, o jej kondycji ludzkiej.
Schizoidalny stan, odosobnienie w światach dla siebie tworzonych są ujawnione
we frazie: Jestem na zewnątrz i w środku. Napięcia semantyczne, ekwiwokacje podkreślają niestabilność stanu Laury.
Dla przykładu: W pokoju krzesło i
podłoga, która nie chce być gruntem. Ten „grunt“ wprowadza trzy sugestie
znaczeniowe; kolorystyczne (grunt - podłoga), egzystencjalne (grunt jako gwarancja stabilności, pewności), ikoniczne w
końcu: ekfraza odwołuje się do obrazu, „ugruntowuje“ się w jego sensach. Przypomnijmy
termin techniczny; gruntowanie podobrazia. Wiersz jest spokojną notacją, spojrzenie
jest prawopółkulowe, metonimiczne. Metaforyka klarowna, wprowadzająca
konsekwentnie paralelność: obraz = życie, z mądrą, „kobiecą” pointą: Wypłowieć, później przybrać na intensywności
- to nie to samo, co zmienić obrus. Niczego więcej nie dodaję.
„Stagnacja“
Edward Munch przez całe życie walczył z chorobą alkoholową i ciężkimi
depresjami. Te drugie leczył nawet w klinice doktora Daniela Jacobsena, który
stosował modne wtedy elektrowstrząsy. Depresja, melancholia, Saturnowy stygmat
mogłyby się stać odrębnym tematem, odrębną rozprawą wprowadzającą
antropologiczne aspekty twórczości. Kilka obrazów i grafik opatrzonych tytułem
“Melancholia” należy do najbardziej rozpoznawalnych artefaktów Muncha. Sam malarz w komentarzach do tych obrazów
zwraca uwagę na symboliczne zespolenie nastroju i użytych środków
artystycznych. Pisze: krajobraz stał się wyrazicielem nastroju: powtarzający
się rytm fal rozbijających się o kamienistą plażę, sama plaża i morze
rozumiejące, choć niepojęte jak istnienie, niewyobrażalne jak śmierć, wieczne
jak tęsknota.
Ową rytmiczność smutku,
wytracenia żywotności, stagnacji zaznaczono frazą:
Kołysana łódka kołysze; rytmiczność uderza zawzięcie.
Zawieszam w
tym miejscu dalsze roztrząsania. Mimetyczna bliskość tekstu i obrazu jest w „Stagnacji” tak bliska, że
musiałbym mnożyć redundantne sensy. Znakomity tomik Bogumiły Jęcek zasługuje na
coś więcej niż krytycznoliterackie wymądrzanie się. Komplementując miłą Autorkę,
w tym miejscu już zmilknę.
Dodam tylko
jeden adres bibliograficzny dla tych, których teoretyczne zagadnienia ekfrazy
mogą zainteresować. Niech zerkną do: Interakcje sztuk: literatura,
malarstwo, ekfraza. Studia i szkice pod red. Doroty Heck, Wrocław 2008.
Henryk
Pustkowski
2 komentarze:
Pan Henryk jak zawsze interesująco
pisze o wierszach.
Pierwszy łodzianin o mnie, o moim tomiku właściwie.
Prześlij komentarz