poniedziałek, 25 lutego 2019

Grafiki Roberta Ruszczyka do "Rozdziałów"


Wydane „Rozdziały” płyną wolno - już swoim życiem. Podziękowaniom nie ma końca. Ponieważ nie wszystkie prace Roberta Ruszczyka zostały wykorzystane w książce, pozwolę sobie na umieszczenie ich tutaj, są niezwykle trafne i z całą pewnością godne uwagi.


WYZNANIE PARTYZANTA




KATYŃ



Katyń

Wpatruję się w zmierzch; w ciemności strzęp
czarnej folii poruszany wiatrem – wygląda
niczym wrona wyszarpująca coś z ziemi.
Otwarte granice boją się zamknięcia.

*
Przeczucie to nie wszystko, jeszcze tliła się
myśl, próbowała wyciągnąć mnie z tego miejsca.
Słyszałem każdy strzał. Wyszedłem z więziennej
karetki ostatni, przemknął rów,  nad którym przez chwilę
stali. Sznur przerzucony przez szyję wiąże mi
z tyłu ręce, jakby wszystko robiło się samo.

*
Wymieszane: przeczucie i nadzieja. Wyprowadzali
nas pojedynczo. Drobiazgowa rewizja; ściągnęli
pas i pytali o obrączkę. Z rękoma wykręconymi do tyłu
przeszedłem dwa pomieszczenia, i w trzecim ta nieubłagana
świadomość,  gdy zobaczyłem ściany, wypływającą
z półmroku krew. 


POZA CZASEM




REFLEKSJA




SZKLANA TABLICA





Źródło: malekolory.blogspot.com 
(za zgodą autora)







poniedziałek, 18 lutego 2019

Recenzja "Rozdziałów" Bogumiły Jęcek - Tomasz Cieślak


Bez czasu

  Wydawnictwo Kwadratura opublikowało niedawno tom wierszy „Rozdziały” autorstwa Bogumiły Jęcek, łodzianki urodzonej w Oleśnicy. Zbiór pomyślany został jako wielowątkowa opowieść, w której czytelnik nieuchronnie będzie zapewne próbował odnaleźć ślady autobiografii poetki – na tyle są czytelne, spójne, konsekwentne. Oczywiście – rzecz może być jedynie artystyczną kreacją, czystą fantazją lub przemieszaniem „prawdy” i „zmyślenia”. Oba te pojęcia biorę zresztą w cudzysłów, bo jakie istotne znaczenie mogą mieć dla odbioru całości? Co zmieni nasza wiedza o prawdziwych kolejach losu autorki? Dla niej samej wiersz – wspomnienie, ba! Tom-wspomnienie byłby zapewne czymś niezwykle ważnym. Ale dla nas, obcych, musi się stać co najwyżej czymś, w czym sami się odnajdziemy, bo dobrze opowiedziane, co nas uwiedzie, skupi uwagę. Ale może też otworzy na nasze własne wspomnienia?
  Bogumiła Jęcek konstruuje bohaterkę, żonę i matkę, wspominającą dzieciństwo w dwupiętrowym poniemieckim domu, na tak zwanych Ziemiach Odzyskanych, na które rodzina dotarła ze Wschodu (o czym świadczy choćby wspomniany w jednym z wierszy zaśpiew ciotki). Dzieciństwo, jak można się domyślać, już dość odległe w czasie, bo sięgające okresu tuż powojennego, kiedy sąsiadami byli przez kilka miesięcy jeszcze niewypędzeni Niemcy. Mały, ubogi, ograniczony terytorialnie świat dzieciństwa, już ostatecznie utracony i jedynie wspominany, z kanapkami zawijanymi w gazetę, z zapachem pasty do podłóg, z piwnicą, której bohaterka bała się jako dziecko, babciną herbatą, śnieżnymi świętami z choinką ozdobioną włosami anielskimi i prawdziwymi świeczkami. Ujmujące to i poruszające w prostocie obrazowania, bezpośredniości opisu , sprawiającej wrażenie nie działania artystycznego, a zwykłego notowania, szkicu składającego się z kilku subtelnych kresek. Co z tego, że dużo w literaturze ostatniego trzydziestolecia tego typu zabiegów, więcej nawet – właśnie takich miejsc i doświadczeń (Gdańsk Huellego i Chwina, Dolny Śląsk Tokarczuk, Maliszewskiego i Różyckiego)? To naprawdę nieważne.
  Ale wspomnienia to tylko jedna strona „Rozdziałów”. Drugą jest „teraźniejszość” (też na wszelki wypadek wezmę ją w cudzysłów, bo trudno dociec czy prawdziwa, czy poetycko zmyślona?). Wiejski lub podmiejski dom (chyba wakacyjny?), koszenie trawy, rąbanie drewna, gotowanie obiadu. I tu podobna skrótowość, bezpośredniość, bezpretensjonalność w budowaniu obrazów. Poetyckie „teraz” okazuje się rychło niezbędne właśnie do wysnucia wspomnień z dzieciństwa, które są bardzo płytko skryte pod skórą codzienności, nieminione, stale obecne. Nawet nie przywoływane przez bohaterkę, co – przepraszam za sformułowanie –  same się przywołujące, na zasadzie skojarzenia, odległego podobieństwa miejsca czy okoliczności. Bogumile Jęcek udało się chyba niezwykle trafnie poetycko oddać sam mechanizm wspomnienia – i dotknąć jednego z aspektów jednostkowej tożsamości, która przecież nie jest nigdy jednowymiarowa, nigdy skupiona wyłącznie na „tu” i „teraz”. Nie mieści się w jednym, obecnym czasie, a rozpiera się między „kiedyś” i „teraz”. , mieszając  je w różnych proporcjach i dopełniając, nie zawsze czytelnie dla siebie samej.
  Owo oswojone teraźniejszością „kiedyś” pozwala bohaterce wierszy sięgnąć do nieswoich wspomnień i doświadczeń, dopowiedzieć poprzez los dziadka-zesłańca (?), ojca-partyzanta, który po wojnie został milicjantem i jego córka przyjęła pierwszą komunię o siódmej rano, żeby nie rzucać się w oczy, żeby on nie naraził się za bardzo przełożonym. Przecież losy krewnych to też część jej – dorosłej-dziecięcej  – bohaterki wierszy wspomnień, część jej życiowego bagażu. Dopuszcza zatem do głosu, w formie monologu, tych najbliższych, którzy, stając się częścią jej wspomnienia, są w istocie częścią jej samej. To ciekawy i w pełni, moim zdaniem, uprawniony wobec  przyjętej koncepcji tomu zabieg poetycki. Trudno mi jednak zgodzić się na kolejny krok poetki, na oddanie głosu – co prawda tylko w przebłysku, w migawkowym skrócie – także bezimiennym, zbiorowym ofiarom syberyjskich wojennych zsyłek („Skrawki”) i , zwłaszcza, rzezi katyńskiej („Katyń”). Pojedynczość własnego losu poświęcona w ten sposób zostaje przez autorkę na rzecz próby opowiedzenia o czymś generalnym: dwudziestowiecznym doświadczeniu wszystkich Polaków. I tak niepowtarzalność (zawsze niepowtarzalność, mimo podobieństwa wielu losów! To było siłą tego tomu!) przegrywa z nieudaną próbą uniwersalizacji, nic więcej tylko powtarzającą wprost – tkwiące już nam od lat w pamięci – końcowe kadry filmu Wajdy.
  „Rozdziały” to dobre, wcale niechcące się natrętnie podobać, proste wiersze. Poza modami i popularnymi konwencjami. Szkoda, że nie przekonujący historiozoficzny (a raczej doraźnie publicystyczny) zabieg osłabia ich czystą wymowę i zagłusza wyrazisty, niepowtarzalny głos.


Tomasz Cieślak


Bogumiła Jęcek „Rozdziały”,
Wydawnictwo Kwadratura, Łódź 2018





KALEJDOSKOP
MAGAZYN KULTURALNY ŁODZI 
I WOJEWÓDZTWA ŁÓDZKIEGO
NR 11, 2018 listopad



czwartek, 14 lutego 2019

Wiersze walentynkowe


KAMA

II

Imię to kolejna rzeka, wypływa swoją
historią. Kama zaczyna się nad brzegiem
i patrzy w najdalszy punkt. Tam,   
gdzie rzeka dochodzi do chmur,

staje się kobietą, później wraca niby słońce  
przez mgły. Kama śpiewa, szumi i błyszczy.
Wciąż staje się.
  
IV

Kama lubi owijać wodę wokół siebie; 
nurkuje w iglaste gałęzie i woła wspomnienia.
Kocha i rozgrzewa w zimnym słońcu –
popędza fale, potem wychodzi naprzeciw.

Zapala się, gdy wschodzi księżyc. Całowana dryfuje
w dół rzeki. Daje wszystko do końca.


XIV

Jest łódką wypełnioną deszczówką
i roztopionym śniegiem. Przepłynie przez las,
a z nią drzewa, które dochodzą głęboko
do wnętrza. Trzyma uczucia pod cieniutką

warstwą, chociaż na brzegach tyle się dzieje.
Co powie, gdy dopłynie. Przesuwa się
w pasmach prądu – zapala i gasi.

XXI

Kolor czerwony pali się i wędruje niczym
światło wzdłuż torów. Słońce wchodzi w otwarte
drzewo, żyto zapyla mgłę. Widzi, gdy księżyc obnaża się
w mokrym piasku. Wszystko to, to wstęgi, którymi

przemyka. Coraz mniej zabłoconych dni i uśpionej
trawy. Siłą wiosny jest zieleń i Kama to wie. Drzewa
przerzucone przez rzekę tworzą dwa mosty. Jest gotowa
na wszystkie miesiące; rozszerza się przed horyzontem.