sobota, 14 lutego 2015

Krzysztof Kamil Baczyński (22.01.1921 - 04.08.1944)

Ja, poszukiwacz ludzi prawdziwych,
Ja, zaklinacz wężów wijących się nade mną
zastygłem w pomnik ze wzniesionym mieczem,
którym człowieka rozetnę czy ciemność?

                                              K.K. BACZYŃSKI
                                                           Autobiografia



Jeden z nielicznych młodych poetów tak utalentowanych. Nie ulega wątpliwości, że gdyby żył, zaliczałby się do liderów polskiej poezji, a może i nie tylko polskiej. Ostatni znany jego wiersz, to wiersz z 13 lipca 1944 roku i mam go w swoim zbiorku:


***


Gdy za powietrza zasłoną dłoń pocznie kształty fałdować
i czuje się wielkie ptaki rosnące za chmur kwiatami,
zmierzch schodzi lekko. A ona świeci u okna głową
jasną jak listek światła i śpiewa piosenkę ciszy.

Długa wijącą się wstęgą głos ciepły w powietrzu stygnie,
aż jego dosięgnie w zmroku i szept przy ustach usłyszy.
"Kochany" - szumi piosenka i głowę owija mu, dzwoni
jak włosów miękkich smugą, lilie z niej pachną tak mocno,
że on, pochylony nad śmiercią, zaciska palce na broni,
wstaje i jeszcze czarny od pyłu bitwy - czuje,
że skrzypce grają w nim cicho, więc idzie ostrożnie, powoli,
jakby po nici światła, przez morze szumiące zmroku
i coraz bliższa jest miękkość podobna do białych obłoków,
aż się dopełnia przestrzeń i czuje jej głosik miękki
stojący w ciszy olbrzymiej na wyciągniecie ręki.
"Kochany" - szumi piosenka, więc wtedy obejmą ramiona
więcej, niż objąć można kochając jedno ciało.
Dłoń wielka kształty fałduje za nieba czarną zasłoną
i kreśli na niej zwierzęta linią drżącą i białą.
A potem świt się rozlewa. Broń w kącie ostygła i czeka.
Pnie się wąż biały milczenia, przeciągły wydaje syk.
I wtedy budzą się płacząc, bo strzały pękają z daleka,
bo śnili, że dziecko poczęli całe czerwone od krwi.


K.K. Baczyński
"PÓŁ MNIE A PÓŁ BOGU
Wydawca: Prószyński i S-ka SA
02-651 Warszawa, ul. Garażowa 7
ISBN 83-7180-660-4
1997 r.


Uczniem był średnim, na jego świadectwach szkolnych więcej figurowało trójek niż innych stopni. Na jednym z zachowanych świadectw nawet postępy z języka polskiego ocenione zostały jako dostateczne, za to przez cały czas pobytu w szkole mógł się pochwalić bardzo dobrymi wynikami z rysunków. Po ukończeniu szkoły średniej wybierał się na studia w warszawskiej ASP, pomagał mu w tym Fernaud, poeta i lektor na Uniwersytecie Lwowskim. Miał wielką szansę studiować we Francji. Na przeszkodzie stanęła śmierć ojca, i przede wszystkim wojna.

Posługiwał się pseudonimami (między innymi): Jan Bugaj, Piotr Smugosz, Krzysztof Zieliński czy Jan Krzyski.


Jeden z ulubionych moich wierszy, piękny wiersz:

Dzieci na mrozie

To śnieg tak futrem ciszy osłupienie okrył,
aż zgasił ślady naprzód i wstecz.
Dzieci skostniałe rączki kładą na ustach mokrych,
by nie wypadł z nich ognisty miecz.
Bo dzieci są cierpliwe - przykute do murów,
ścięte mrozem w szkło białe, ściskają kreski ust,
by nie wypadły z nich czerwone bąble bólu,
celne jak grom i ostry nóż.
I dzieci są cierpliwe, lecz gdy tkniesz
przemarzłe, przemienione w szkło,
to się rozsypią, tryśnie krew
i drgnie obłoków głuchy dzwon.

Prysną filary. Zastygli w kościołach,
w modlitwę lodowatą wsparci chłodem czół,
zobaczcie, jak się ziemia otwiera pod kołem
wydartym z ust i miasto tnie - na pół.
Wsparci w brzeg życia jak w kieliszków brzeg,
świsną w głąb ognia zastygli w kamienie
i wtedy będzie noc - w ogień-wstąpienie,

a na to grzmot kół z ognia,
a na to - tylko - śnieg.

8 XI 41 r.


i jeszcze 

Obozy

Gdy na niebo wieczorne spienione gwiazdami
wypływa ciężki okręt,
a siwi marynarze wysoko nad nami
sieci spuszczają w dół,
my jesteśmy tam w dole jak dzieci samotne,
co zrywają jagódki z umarłego krzewu
gorzkie i czarne, gorzkie i czarne owoce,
kiedy nad nami stoją dni i noce,
ciemności szumi drzewo.

Błogosławimy dni mleczne i krowie
i cień lipowy, i liści lot,
i krew, co płynie po ściętej głowie,
my zawsze pewni, zawsze gotowi
na sąd: co dobro, zło.

Błogosławimy straszne pociągi
odjeżdżające w smutek bez granic -
- z nich jęk jak dym. - To jadą ranni,
uczuć skręcone kabłąki.

Błogosławimy pola bitewne
i mądrość ludów, i mądrość maszyn,
krzywdy i wiary, i żale rzewne.

Grozo! Ojczyzno nasza!

Wtedy jesteśmy jak dzieci samotne,
a oczy ciemne i drapieżne są,
kiedy zapuszcza sieci ciężki okręt
i chwyta nas za fale wyciągniętych rąk.

Dźwigaliśmy brzemiona, broń czarną dźwigali
i śpiąc w obozach dusz wspólnych i ciemnych,
takeśmy z wolna pozapominali
snów - niedaremnych,
że uchwyceni przez sieci rybacze,
porwani w górę i rzuceni obok,
słyszymy: ziemia pokonana płacze,
ale nie śpiewa zwycięski obłok.

Próżne miłości były nasze ciała,
bo nie dość było pokochać gromadzie
tą rozdzieloną na tysiąc miłością,
co nas prowadzi.

O, bo i nie dość było kochać jedno,
i tak czujemy ziemi oddaleni,
jak nas rozdziera ogromna samotność -
nieba powolne milczenie.

19/20 II 43 r.


Dwa ostatnie wiersze pochodzą z tomu "Spojrzenie", który nabyłam wczoraj w antykwariacie. Do książki dołączona jest czarna płyta analogowa z wierszami recytowanymi przez Krzysztofa Kolbergera. No cieszy, cieszy...

K.K. Baczyński
"Spojrzenie"
Państwowe Wydawnictwo "Iskry"
Warszawa 1985
ISBN 83-207-0705-6