sobota, 19 października 2013

Rocznicowe wiersze

Dostało mi się, prawie że przypadkiem, książeczkę z trzydziestoma trzema wierszami. Autorem tomu zatytułowanego "Rocznicowe wiersze" jest Ryszard Bednarczyk. Jest coś, co mnie przyciąga do lektury na tyle, że postanowiłam umieścić kilka wierszy na blogu.

Esemesując do Boga

modlisz się
twoja modlitwa nie jest wierszem
ani rozmową z Bogiem
wokół za dużo pustki
krzyżujących się spojrzeń
sięgasz po telefon komórkowy
i wysyłasz w nieznaną przestrzeń
wołanie o Boga
na wyświetlaczu komórki
ubywa ci kilka groszy i minut
nicość też nie trwa wiecznie
a ty dawno wyczerpałeś limit
czasu na poszukiwanie trwałości

Za gwarę waszą i naszą

mowo ciężka i twarda
nie przepraszam że nieraz się ciebie wyparłem
bo teraz chętniej wracam do twych słów
zgrzytających butem o szkło
do zdań ociemniałych od trosk i potu
jak opisać serca ludzi w których cię miesili niczym ciasto w dzieży
ludzi dla których chleb i mowa były jednym ciałem
jak pojednać wiersz co jest lekkoduchem
z trudem drzemiącym w tobie
i gdy kur zapieje po trzykroć
powtarzać z uporem nawet za cenę bólu
godać i mówić oznacza to samo

Miłosne róże

poeta pisze o zapachu kobiety i róż
a ja oglądam
dotykam twoje ciało żywe
jedynie jedyne
w pokoju hotelowym gdzie rano przychodzi sprzątaczka
i mówi ale tu śmierdzi
naszą spełnioną miłością
mimo róż tonących w wazonie

Wielki wóz

nocą kiedy na chwilę zatrzymam oddech
słyszę pracowity szept modlitw
i spocony wysiłek kosmosu
próbującego zrozumieć własne życie
utrudzona ziemia przewraca się
z boku nocy na bok dnia
cierpliwie skrzypiąc osiami
przetacza się po niebie wielki wóz
złamanym dyszlem bodąc pustkę
brak koni w zaprzęgu
utwierdza w przekonaniu
że to jeszcze nie teraz
że mam jeszcze do wybrania
chwile dobrą lub złą
i na tym powinienem się skupić



Wydawca: Tarnogórska Fundacja Kultury i Sztuki
Tarnowskie Góry, 2012 r.

niedziela, 13 października 2013

"Mój wiek"

Nasz wiek, nasze wieki – można byłoby przez przypadki. Książka na topie, historia na topie, aż trudno uwierzyć w te tryby powtarzalności. Nic nowego przedtem i teraz? Gdybyśmy potrafili słuchać przeszłości, gdybyśmy potrafili… Pozornie bezpieczny świat. Do jakich wartości ucieka się w chaosie, czy ucieczka może być nieodwracalna w skutkach? Może. Wszystko kosztuje. Kto zapłaci najmniej? Kto jest potężny i czym jest potęga. Władza. Zbyt wielu ludzi czuje do niej słabość. Wszyscy chcemy być na górze? Nie. Chcemy tylko góry wypełnionej po sam wierzchołek mądrością godną jej sprawowania. Zaufanie – to tylko słowo?
 
BJ

Aleksander Wat „Mój wiek” (Fragmenty)

Po krótkich tym razem formalnościach wprowadzają mnie do celi. Jaka przestronna. Owszem, gęsto zaludniona, ale dla mnie tyle tu luzu po dziewięciu miesiącach wśród 28 na 11.2 m2 podłogi. Cieszę się na tę przestronność, na powietrze, dla mnie tak mało śmierdzące, na drewniane prycze, współwięźniów – rodaków. To Polacy i polscy Ukraińcy. Prokuratorzy, adwokaci, sędziowie, policjanci, poseł ukraiński (…). Historia ich była prosta. Wyłapani zaraz po wejściu Czerwonej Armii, zostali poddani jedynej zapewne w swoim rodzaju torturze: od roku przerzucano ich z jednego więzienia do drugiego. (…) Nigdzie nie zagrzali miejsca: krótkie postoje w zapluskwionych więzieniach, a jedno było gorsze od drugiego; tysiące kilometrów, tygodnie i tygodnie w bydlęcych wagonach, z plagą urków, o głodzie i o ileż gorszym pragnieniu (…), znienawidzili się wzajemnie jadowicie, śmiertelnie. Nawarstwienia edukacji  powykruszały się; dla mnie świadka, najbardziej monstrualne były właśnie jej szczątki, obrywki, co jeszcze pałętało się z dawnego decorum, podobnie jak krój jeszcze szykowny ich łachmanów. To: „proszę ja szanownego pana”, „czy pozwoli pan, że się przedstawię”, „czy zechce pan prezes łaskawie”, mdląca szarmanckość gestów i raz po raz wszystko to, raptownie, leciało na pysk w obelgi, wrzaski, histerie.

Koncept sowieckiego wesołka-sadysty? Może naszego wielkorządcy Chruszczowa? Czy może eksperyment pieriekowki dusz w warunkach laboratoryjnych: w jaki sposób w czasie rekordowym zniszczyć więź społeczną, rodzinną, korporacyjną, narodową? Jak normalnych, uczciwych, ucywilizowanych ludzi doprowadzić do zupełnego moralnego zdziczenia?(…) Na gnoisku Zamarstynowa wychowałem w sobie nienawiść i wstręt do polityki, do wszelkiej. Zobaczyliśmy jej dziobatą gębę, przyszła do starego wyrafinowanego miasta Lwowa z bolszewickich stepów, z moskiewskich nizin, sprawczyni naszych bied. (…) Już Novalis napisał słowa, które trafiają w samą pestkę dzisiejszych Aragonów i Sartreów: „W naszych czasach zdziczałej kultury, maksimum barbarzyństwa znajduje najgorętszych wielbicieli wśród największych słabeuszy… Ideał ten przekształca człowieka w bestię-ducha (Tier-Geist), hybrydę, której brutalny paradoks (Witz) fascynuje właśnie słabeuszy” (Philosophische Fragmente). W naszych czasach odpowiedział mu ostatni wielki poeta rosyjski, Aleksander Błok: „Przyglądaliśmy się wam (Zachodowi) … okiem życzliwym, póki mieliście twarz. A na gębę waszą popatrzymy naszym chytrym skośnym wzrokiem … Staniemy się azjatami i zaleje was Wchód.” … I zalał.


niedziela, 6 października 2013

Stare wiersze

Wiersze pochodzą z tomu zatytułowanego wśród angielskich poetów. Książka została wydana przez Zakład Narodowy im. Ossolińskich w 1974 roku. Spodobały mi się szczególnie dwa wiersze i te postanowiłam opublikować. Udostępnię również notki o autorach, ale niezaktualizowane.

STEWART CONN  (ur. 1936) jest dramaturgiem i poetą. Mieszka w Szkocji, gdzie pracuje w tamtejszej sekcji BBC w dziale słuchowisk radiowych. Poezję swoją tak charakteryzuje:  "Wiele moich wierszy czerpie materiał ze wspomnień wiejskich, a zwłaszcza z terenów rolniczych Ayurshire i z życia tamtejszej ludności - z uwzględnieniem przemian, jakie nieuchronnie przyniósł czas. W wierszach późniejszych posługuję się nadal obrazowaniem  czerpanym z przyrody; pragnę także wyrazić lęk człowieka przed ogarniającymi go czynnikami destrukcji. W moich utworach znaleźć można wyraźny element fizyczny, a wiele z nich krąży w zamyśleniu w mrocznych obszarach lęku i zagrożenia... Wiersze te są klasyczne, z regularnymi rymami. Jeżeli nawiązuję do jakiejś tradycji, to chyba do Edwina Muira".
Conn opublikował trzy tomiki wierszy: Thunder in the Air (1967), The Chinese Tower (1967), i Stoats in the Sunlight (1968).

Samobójstwo

Mogła przecież się rzucić
pod pociąg
na stacji miejscowej, gdzie zdjąłby ją z toru
mały człowiek z żelaznym prętem.

Mogła także wybrać gaz,
nadmierną dawkę środków nasennych, przeciąć żyły
w nagłym porywie namiętności.
Zamiast tego przybyła tu samotnie

samolotem, opłaciła przewoźnika,
aby ją zawiózł na wyspę, ruszyła
pieszo przez karłowate wrzosy
ku Rackwick. Tam, gdzie nagie

ściany były najbardziej strome, skoczyła.
Znaleźli ją, każda kosteczka połamana,
miednica dotykała ramienia.
Dlaczego tak się trudziła,

kiedy inne sposoby były prostsze?
Po co ta nieludzka premedytacja?
Czy coś niepowstrzymywanie ciągnęło ją
tutaj? A może tak jak u Kareniny była to kwestia

piętrzenia błędów, jednego za drugim,
po to, by wreszcie zakończyła męczarnie,
błagając w momencie spadania,
aby wybaczono jej wszystko?

DOUGLAS DUNN (ur. 1942) kształcił się na uniwersytecie w Hull. Pracował w bibliotekach uniewersyteckich w Anglii i USA. jego jedyny dotąd opublikowany tomik, Terry Street (1969), ukazuje życie klasy robotniczej - z humorem, ale też nie bez współczucia i wrażliwości. Poeta nie spełnił dzieciństwa na Terry Street. Ulica ta znajdowała się jednak niedaleko domu, w którym mieszkał najpierw jako student, a potem jako młody małżonek. Dunn szczególnie wyczulony jest na realia życia miejskiego, świadomy jest też własnej roli - mieszczańskiego intelektualisty interesującego się problemami świata pracy.

Przeprowadzka z Terry Street

Na skrzypiący wózek upychają domowe klamoty:
materac, części łóżka, filiżanki, dywaniki, krzesła,
cztery tandetnie wydane westerny. Dwóch pogwizdujących chłopaków
w amerykańskich battledresach z demobilu
pomaga przeprowadzać się siostrze. Za nimi idzie
jej mąż niosąc na ramionach syna,
którego psoty już wszystkim obrzydły;
pcha przed sobą małą kosiarkę do trawy.
Na Terry Street nie ma trawy. W świetle księżyca
robaki wypełzają przez szczeliny w spękanych płytach podwórek.
Życzę mu jak najlepiej. Życzę mu trawy.