poniedziałek, 22 stycznia 2018

Z wierszy pożyczonych

Traci się cierpliwość do "starości", traci do przemijających. Wiersz oddaje to w sposób bezpretensjonalny. 


ÁRNI IBSEN
Starzy ludzie
starzy ludzie
są jak cięte kwiaty
trzymane w domach
zaglądamy do nich
na moment
ot - dla dolania świeżej wody
zabieramy je do naszych mieszkań
na święta
na specjalne okazje
ustawiamy
w najlepszym
pokoju
niepokojąc się
jak długo
postoją...
ale bardziej niż to
znacznie bardziej niż to
trzeba przyznać
bardziej niż wszystko
inne
denerwuje nas
gdy
zaczynają więdnąć
i tracić płatki
zaśmiecając obrus
całkiem
nie w porę

przełożył Kiljan Halldórsson

wtorek, 16 stycznia 2018

"Stopień pokrewieństwa" Łukasza Jarosza

Autora „Świata fizycznego” poznałam w Olkuszu na jednej z uroczystości, podczas ogłoszenia wyników Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Kazimierza Ratonia. Pamiętam, jak podeszłam do Łukasza Jarosza i powiedziałam, że jego poezja bardzo mi się podoba, i że najczęściej w takich przypadkach, czyli po przeczytaniu bardzo dobrej poezji, powstaje jeden napisany przeze mnie wiersz. Jakie było moje zdziwienie, kiedy nie mogłam się zatrzymać i powstał nie jeden, a ponad trzydzieści wierszy – dosłownie tom. Od tego momentu minęło sporo czasu, obecnie jestem po lekturze „Stopnia pokrewieństwa”, wciąż wracam do wszystkich książek Jarosza, które posiadam, chociaż do trzech szczególnie. Ciężko mi pisać na temat jednej  książki, sprawiedliwiej byłoby, gdybym skupiła się na całej twórczości, tym bardziej że wiersze tematycznie i stylistycznie nie odbiegają zbytnio od siebie, chociaż „Stopień pokrewieństwa” odsłania, do jakiegoś stopnia, odmienionego poetę. Co najbardziej mi się w wierszach podoba? Chyba prostota i kwintesencja myśli. Każda specyficzność  opiera się na posiadaniu wybornego instynktu, umiejętności korzystania z niego, i tutaj mamy meritum. Rozkładamy poszczególne wiersze na wersy, wyciągamy to najistotniejsze. Jest to wyzwanie dla autora, ponieważ będzie mógł zobaczyć drugi odbiór, być może ten, jakiego do tej pory nie dostrzegł. Ponoć przechodzimy metamorfozę co 7 lat, zmieniają nas nasze doświadczenia, dotyczy to myśli, postaw – zmienia się poziom rozterek. Autor wszedł właśnie w kolejny etap. Czym jest tytułowy „Stopień pokrewieństwa”? Na pewno do niczego nie obliguje, daje natomiast ogromną możliwość interpretacji: pokrewieństwo z kim, z czym i do jakiego stopnia. Jest to tytuł dobrze przemyślany i doskonale wprowadzający – wykwintne preludium. Autor balansuje na granicy obcości do świata i miłości, nawiązuje do Boga, który przemieszcza się w tych wierszach, poeta nie może się zdecydować na obranie kierunku: północ czy południe. Jak powinien, jak ma odbierać otaczającą rzeczywistość; odwieczny dylemat życia i śmierci, a przecież godzenie się, czy też nie, nie ma tu nic do powiedzenia:

(Stopień pokrewieństwa, „Scena”)

Zdejmuję moskitierę, układam drewno –
koniec października. Wiem, ten wiersz
jest podobny do innych. Nie umiem go,
nie umiem świata. W jego szparach miał
śpiewać Bóg, przykładać do szczelin
suche usta i dąć. Tymczasem zasnął,
zostawiając na prześcieradle ślinę, a mnie córkę –
dziś jej i innym pierwszoklasistom katechetka
każe narysować grób bliskich, a kto nie ma
swojego zmarłego, musi sobie wymyślić.

oraz:

(Stopień pokrewieństwa, „Projekt wiersza”)

Chrobocze silnik diesla. Zatrzymałem się tu,
by sprawdzić, czy zostało coś po nas w miejscu,
które nad ranem mi się przyśniło. Papierek,
wydeptana trawa. Nie ma nic: sen – zmyślenie,
bez kodu i języka w układzie kamiennych gwiazd,
głosie kukułki. W ruchu obłoków, pod którymi
znów zostawiam rodzinę, ciebie, wieżę ciśnień,
Jezioro Goczałkowickie i las, który płonie szybko.

Trzy książki, do których wracam najczęściej, to: „Pełna krew”, „Świat fizyczny” i „Stopień pokrewieństwa”. Poezja Łukasza Jarosza jest nacechowana codziennością, z lekkością i precyzją wtapia ją w wersy, strofy. A codzienność to nic innego jak nasze otoczenie, nasi najbliżsi. Do tego dochodzi uzewnętrznienie, bo bez niego nie byłoby pisania. Echo jest niepewnością, walką przed odrzuceniem tego,  w czym się najprawdopodobniej wyrastało. Poeta wędruje, skrupulatnie tworzy obrazy, w których próbuje się odnaleźć na wiele sposobów.

(Stopień pokrewieństwa, „Nurt”)

Z koszmaru zrywa mnie córka –
śniła się walka o padlinę, dawno,
gdy jeszcze zwierzęta nie bały się ludzi.
Chrząszcze, organizm żywiący następne,
ptak, który czeka na rozerwanie skóry.
Bóg zdegradowany do roli tego,
kto stoi na czatach, kogoś, kto nigdy
nie powinien być zauważony.

Ten wiersz będzie krótki: wstaję,
wychodzę. By rano nie skrobać szyb,
parkuję tam, gdzie będzie najwięcej słońca.
Powierzam moją miłość i ciało roślinom, robakom,
już nie słucham tamtego wycia, nawoływań.
Wystarcza mi echo.

Szuka odpowiedzi, może jakiegoś cudu, którego nie jest w stanie w tym momencie dostrzec, bo przecież wszystko ma swój czas, swoją porę, do każdej myśli dochodzimy. Jarosz płynie jednym statkiem, ale po wielu morzach. Korzystamy z książki, bo została nam dana, tak, jak została dana nam wiara. Tylko od nas zależy, jakie wyciągniemy z niej barwy, jak wykorzystamy pigment.

(Stopień pokrewieństwa, „Granica”)

Świat z roweru, początek lipca,
nie zdaję sobie sprawy, że jestem szczęśliwy.
Wiersz mi się śni, lecz go zapominam.
Na drodze białe kamienie, zgniecione
skorupy ślimaków, nad rzeką ludzie
rozciągnięci w oparach słońca.
Spokojni i cisi. Znaleźli już Boga.