niedziela, 30 sierpnia 2015

Dzisiejszy księżyc

w siedemnastu odsłonach:


















i jedna lampa





sobota, 8 sierpnia 2015

Takie tam... na gorąco.

Dokładnie dwa tygodnie spędziłam na wsi i było mi tam bardzo dobrze. Trochę popracowałam, dużo więcej pojeździłam na rowerze i nawet biegałam. Pogoda mi dopisała, nie było upałów tak dotkliwych jak obecnie, chociaż było bardzo ciepło i nawet zdarzył się deszczyk. Jeździłam do sąsiednich wiosek, a w jednej z nich znalazłam wyjątkową studnię, czyli żurawia studziennego. Właściciele nie mogli się nadziwić mojej radości. Wprosiłam się oczywiście na następny dzień, ale już z aparatem, poza tym gospodarz okazał się gawędziarzem i usłyszałam sporo ciekawostek dotyczących okresu wojennego i powojennego. Jak zwykle porobiłam dużo zdjęć, zatrzymałam sobie w ten sposób chwile, które zadomowiły się już w przeszłości. Było jeszcze coś, co odrobinę zaburzyło mi wakacje, mianowicie Barszcz Sosnowskiego. Okazuje się, że jest go w okolicy mnóstwo. Rozmnożyło się to piorunująco i wiem dlaczego, wieś wymiera, w wielu domach są starzy ludzie, samotne kobiety lub gospodarstwa opuszczone, gdzie nie ma kto kosić. Mało tego, pobocza, które są własnością gminy, również nie należą do systematycznie koszonych. Inni bagatelizują fakt, że roślina jest niebezpieczna.
Gdy pojechałam na lody do najbliżej położonej wsi (zadbanej i niewyludnionej), prawie że naprzeciwko sklepu zobaczyłam małą "plantację" tego paskudztwa. Fakt, przykry fakt, został zgłoszony do gminy i pobocza wzdłuż dróg zaczęto kosić. Czy to jednak nie za mało?










ślicznotki ubrane na galowo
niegrzeczna kaczuszka...
czego to nie robi się dla dzieci...



przygotowania do pierwszego lotu







Barszcz Sosnowskiego



liście Barszczu Sosnowskiego



jedyny w okolicy żuraw