sobota, 10 listopada 2012

Biblioteka "Toposu", Sopot 2012

Wiersze Zbigniewa Chojnowskiego z tomu "Bliźniego, swego"

Liczydło

Wciąż liczysz na wybaczenie, choć Bóg raczy wiedzieć,

Co komu źle uczyniłeś.

Tamten bez przeliczania się liczy na niepamięć.
Nad złamanym patykiem się zatrwoży, kiedyś
Liczył na patyczkach, główkę
Przechyli jak sarenka nad strumieniem.
Westchnienie, aby wszyscy widzieli, jak cierpi od rachunków
Cudzych sumień dusza jego.
Nie wolno nań liczyć jak na amen w pacierzu.
Błogość się rozlewać musi po najdalsze zakątki wyświęconego ciała.

Miło wyliczać nieopodatkowane słowa i datki,
Gdy nie ma pewności w żadnej sprawie
I nadal nie wiadomo, skąd to, na czym człowiek stoi, się wzięło,
Ile krzywd jakby nigdy nic z wiatrem poszło,
Ile upokorzeń przed wysokimi skamieniało schodami,
Na ilu dokumentach i towarach podrobiono podpis boga.

Bliźni

Przychodzi zawsze z bliska, nie z kosmosu.
Staje w strumieniu twoich dni,
Olśnień, oślinień, w tobie się zabliźnia
Jak powierzchnia wody potłuczona kamieniem.

Ktoś prawie taki jak bliźniak.
W tobie, w nim bluzga krew, język.
Bluźnimy, czy trzeba, czy nie trzeba.

Bliźni to ten, którego dostrzegasz
Na obraz swój, na swoje niepodobieństwo.

Z tym, którego powinieneś kochać jak siebie samego
Dzielisz nie bliskość, lecz oddalenie.

W bliźnim liczba mnoga miesza się z pojedynczą,
Najkrwawszy krzyk , doszczętne zobojętnienie.

Za ażurem korony

Za ażurem korony klonu
Księżyc miedzią brzęczy.
W lesie omszałe jamy szepczą
Szpecą porządek żądany.

Żyjemy w rozmownych iluzjach,
Wśród gadatliwych racji.


Wielki Czwartek


Brak komentarzy: