i Cezary Sikorski w swoich wyimkach z Elegii dujnejskich R. M. Rilkego. Wczoraj, 12.10.2012, na stronie internetowej Artpub Galeria odbyła się wystawa obrazów Przemysława Cerebieża-Tarabickiego. Cezary Sikorski świetnie umiejscowił w nich swoje parafrazy. Ponieważ otrzymałam zgodę autorską na umieszczenie kilku obrazów i wierszy na swoim blogu, chętnie skorzystałam z okazji. Zapraszam kolejny raz do oglądania i poczytania.
03
68x47 cm akryl, olej, płótno
Przemysław Cerebież - Tarabicki
|
Z elegii trzeciej - o miłości
Może to matka była pierwsza? Smukłą postacią
rozplotła skręcony nocą chaos, gdy cień jego
losu - w długim płaszczu - wchodził za szafę i trwoga
się poruszała w fałdach zasłony. A może ty
zatrwożyłaś go, by wydobyć z ciemnego kręgu
i nagiąć wargi do żyznej mowy? Ani jedna,
ani druga. Zawsze kochał przestrzeń wewnątrz i las
przedczłowieczy. Kochając przemierzył tylko głębiej
tę knieję, poruszył w swych żyłach prastare soki.
Bo nie kochamy jak jednoroczne kwiaty; nie to
dziecko, lecz tłumy narodzin. Wszystkich ojców, którzy
w nas spoczywają jak gruz górskich złomów. Łożyska
potoków wszystkich matek. I cały niemy pejzaż
pod zasłoną losu. To cię ubiegło, dziewczyno.
05
Przemysław Cerebież - Tarabicki68x47cm akryl, olej, płótno |
Z elegii piątej - o linoskoczkach
Madame Lamort zwija i rozwija ziemskie
drogi, wstążki bez końca, falbany, kwiaty.
Wciąż na nowo ustawia postacie w cyrku.
Oto starzec zmarszczony jak grzybnia. Chciałby
trzymać rytm, lecz tkwi w zbyt luźnej skórze, która
kiedyś mieściła dwóch mężczyzn. Zmarł już pierwszy,
gdy gorszy przeżył i mieszka w ciele wdowim,
pomylony i głuchy. Obok młodzieniec,
cały z muskułów i prostych skojarzeń - syn
karku i mniszki. Stoi, lecz przecież może
skoczyć. A my? Róża widzów w kapeluszach
losu: tanich, pełnych wstęg, kokard i sztucznych
owoców. Fałszywych i pięknych lub pięknych
i złudnych - w stałej ofercie Madame Lamort.
06 56x56 cmakryl, olej, płótno Przemysław Cerebież - Tarabickiis |
Z elegii szóstej - o spełnieniu
Nie ze snu, jeszcze śpiący,
a już spełnieni, lecz wciąż
Nie ze snu, jeszcze śpiący,
a już spełnieni, lecz wciąż
wzbierając, zbyt późno się
zamykamy w owocu.
Dla nas chwałą jest kwitnąć
albo umierać młodo,
by stanąć przy herosach,
których nie trapi trwanie.
Nie wybiegamy naprzód,
jesteśmy nie wychodząc,
więc trudno nam zapytać:
połykać czy smakować?
Zmieniać się czy być sobą?
Czy spieszyć się? Czy zwlekać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz