w kwartalniku literackim sZAFa.
Teresa Rudowicz – ukończyła filologię polską. Pasjonuje się tropieniem
literackich śladów w Wielkopolsce, opublikowała na ten temat (pod innym
nazwiskiem) kilka książek. Publikowała poezję w sZAFie i w Migotaniach, Przejaśnieniach. Związana z
portalem www.salon literacki.pl.
Patrzę tak, jakbym wiedziała
wszystko – o Czarnych koronkach Bogumiły Jęcek
„Edward Munch – niepowtarzalny artysta i mistrz
ekspresjonizmu. Jego twórczość malarską śmiało można określić jako
autobiograficzną. Zostawiał siebie w dziennikach i na płótnach, rejestrując w
ten sposób swoje przejścia. Po raz drugi tworzył własny świat. Tematem obrazów
i zapisków były przede wszystkim wewnętrzne zmagania Edwarda. Z tego, co może
zabrać i dać życie, powstała niezwykła galeria”.
Cytowany przeze mnie fragment to początek autorskiego posłowia
tomu Czarne koronki (nagroda w XIX Ogólnopolskim
Konkursie Poetyckim „Dać świadectwo” w Krakowie). Debiutująca nim Bogumiła
Jęcek tworzy galerię ekfraz zrodzonych z wieloletniej fascynacji życiem i
twórczością Muncha. Ale, choć pod każdym wierszem znajduje się tytuł obrazu i
rok, w którym powstał, postanowiłam pominąć je zupełnie i czytać Czarne koronki
nie osobą Muncha, nie jego dziełem, ale osobą i dziełem autorki. Debiut Bogumiły
Jęcek jest dojrzały, a to gwarantuje brak przypadkowości. Co znalazłam w Czarnych koronkach? Pasjonującą
opowieść, ułożoną i przemyślaną w najdrobniejszych szczegółach, mądrą i piękną.
Motyw rzeczy ostatecznych, greckie eschata, przewijają się
przez cały tom. Życie i śmierć zawsze istnieją wspólnie. Nie ma życia bez
śmierci i nie ma śmierci bez życia. Egzystencja wywołuje lęki, często
zaskakujące, nieuchwytne, przychodzące nagle i niespodziewanie. Kiełkują, by
wrosnąć drzewem, coraz większym, rozrywającym od środka.
Tytułowy
utwór nawiązuje do obrazu Siostra Inger, niejednego
w twórczości malarza, poświęconego siostrze. Podmiot liryczny w tym wierszu,
jak i w pozostałych, wypowiada się w pierwszej osobie. Kim jest? Postacią z
obrazu, szesnastolatką, która widziała za dużo? Nie przekonuje mnie wyznanie – „Mam szesnaście lat”. Jęcek, wykorzystując elementy
biografii malarza, sprawnie skrywa się za postaciami na płótnie, ale to jej
opowieść, przemycana dyskretnie, szeptem prawie, nienachlana. Podmiot
liryczny wiersza to kobieta, która umie czekać. Cierpliwie.
„Opanowanie
to cierpliwość. Uczę się sztuki/pozowania. Dla życia jestem piękna, ukoronowało
mnie/ czarną opaską – patrzę tak, jakbym wiedziała wszystko." (Czarne koronki)
Utrata, powolne oddawanie śmierci dalszych, bliskich, siebie
samą. Nieuchronność to jedyna pewność jaką mamy w życiu. Matka i córka na
wieczornym spacerze są – za Krzysztofem Lisowskim – jedynie siostrami w
śmierci. I choć jedna ma „gorącą twarz/ i rozgrzane ręce – zachodzi/ w domu.
Codziennie.” (Matka i córka)
Świadomość
śmierci to chwila, w której – za Heideggerem – bycie ujawnia trwogę. Trwoga z
kolei zatrzymuje potok mowy, wywołuje milczenie, w którym ujawnia się prześwit,
domniemanie pierwotnych bytów. Wtedy pora na słowo, język poezji, który jako
jedyny może zahaczyć o sedno. Bogumiła Jęcek, delikatna, krucha, łagodna,
ściszonym głosem mówi o ogólnoludzkich, uniwersalnych prawdach, które odkrywamy
„na własną rękę” i tylko tak. „Nikomu nie przekażesz wiedzy/ twój tylko słuch
jest i twój dotyk” – poetka zdaje się powtarzać za Herbertem. Obraz, utwór
muzyczny, literatura może nam jedynie w tym pomóc. Jęcek patrzy na płótno i
notuje – „Wzdłuż drogi drzewa – wyszedł z najbliższego./ Po jednej stronie
niepokój na polach – naprzeciw/ zadbane połacie wiejskich trawników.//” Tyle
wystarczy, by stwierdzić – „I tak jest we mnie. Niepowstrzymana złość i czysty/
spokój.” (Ofiara) W wierszach
Bogumiły Jęcek wszystko wymyka się rozumowemu poznaniu. Balansujemy na
cieniutkiej linie pomiędzy TU i TAM. Pomiędzy rzeczywistym a nieodkrytym, tym,
co dostępne zmysłom, a tym, co tajemnicze, dostępne jedynie przeczuciu,
intuicji, wierze. Patrząc na konkretne miejsca, twarze, rzeczy, poetka
koncentruje się raczej na cieniach, jakie kładą przedmioty.
Woli widzieć
tylko do pewnego stopnia, wyczulona na nienazwane, niewypowiedziane, ulotne, a
bliskie, obecne w codzienności. Na przykład przy zmywaniu – „Że właśnie teraz o
tym myślę. Widzę/siebie pod
suknią. Jakby ktoś patrzył,/ jakby stał za mną. Jeszcze kilka talerzy/ i
odwrócę się po nic; nagle.” (Dziewczyna
przy zmywaniu)
Codzienność,
zwyczajność, i ta domowa , oswojona, i ta zewnętrzna, pozornie spokojna,
bezpieczna – morze, drzewo, ulica, ogród i „cień/ jak zieleń na ścianie domu,//
kształt pięknej kobiety. Odejdzie/ za chwilę, a ty zgarniesz liście. (W blasku nocy)
Poezja
Bogumiły Jęcek uwodzi spokojem, delikatnością, aksamitną niemal, ale zatrzymana
przez wiersze wracam, tropię sensy, odkrywam ich uniwersalizm. Spokój opowieści
szybko zmienia się jednak w niepokój, dreszcz, drżenie, wszystko, co
najważniejsze w poezji. Bo czego szukamy w wierszach jeśli nie poruszeń? Jęcek
po mistrzowsku realizuje myśl Carlosa Fuentesa – „Nie ma większego szaleństwa
niż spokojne”. Nie wiem, co bardziej niepokoi, wiersze czy obrazy. Za jakiś
czas wrócę do Czarnych koronek. Wtedy
przeczytam je obrazami. Spróbuję znaleźć odpowiedź na pytanie, z którym zostawia
mnie autorka po lekturze całości – „Pisałam jego, siebie czy nas?”
Bogumiła Jęcek
Czarne koronki
Śródmiejski
Ośrodek Kultury w Krakowie 2011
Źródło: http://szafa.kwartalnik.eu/
2 komentarze:
Świetna recenzja.
Autorce należą się brawa.
Prześlij komentarz