Dość
często, na pewno nie najczęściej, mam dylemat z rozpoczęciem nowego tematu – potem
wszystko toczy się samo, i mam nadzieję, że tym razem nie będzie inaczej. W
dzieciństwie jeździłam na wakacje do rodziny na wieś i na kolonie. Jeżeli
chodzi o wieś, to wielokrotnie do Doboszowic. Tak się złożyło, że moja rodzina
ze strony matki pochodzi z Siemianówki. Po zakończeniu II wojny światowej
zostali oni wysiedleni i zakwaterowani na zachodzie Polski w Doboszowicach – wcześniejsza
nazwa Hertwigswalde. Wieś historyczna i przepięknie położona, wieś, do której
po mniej więcej trzydziestu latach wróciłam z ogromnym sentymentem. Sam dom był
niegdyś niemiecką piekarnią i sklepem. Najbardziej lubiłam bawić się na strychu.
Czysty, zadbany – prawdziwa skarbnica zabawek. Doskonale pamiętam wiklinowy wózek,
poduszkę i pierzynę wypełnioną pierzem – wszystko było miniaturą rzeczywistości.
Warcaby i kostka, która najprawdopodobniej znajduje się w tej chwili u mnie w piwnicy.
Pamiętam kosmetyczkę z drewnianych, czerwonoczarnych koralików, potem sprułam
ją i zrobiłam dla siebie i swojej mamy korale – są uwiecznione na jednym ze zdjęć. Moja
ciocia, której córka otrzymała pamiątkę komunijną bez ramek, umieściła ją obok
zdjęcia komunijnego (w bardzo dużej ramce) pozostawionego przez Niemców. Pamiątka pochodziła, pochodzi z 15 maja (april) 1917 roku, nazwisko
prawdopodobnie brzmi Kürner
– mam wątpliwości, ponieważ po przecinku znajduje się wtedy imię, dla mnie, tak
w ogóle, pismo trochę skomplikowane do odczytania. Widnieje również na pamiątce
miejscowość Bärdorf (Niedźwiedź). Właścicielem
piekarni (bäckerei) był Willy Scholz. Jeden raz po wojnie rodzina
odwiedziła dom, ale problemy językowe uniemożliwiły kontakt. Niżej zamieszczam zdjęcie-widokówkę domu sprzed kilkudziesięciu lat, niestety, niezbyt dobrej jakości. Być może kiedyś będę mogła napisać więcej i udostępnić inne zdjęcia.
(Fot. B. Jęcek) |
Doboszowice – Kościół św. Mikołaja, XIII wiek. O ile dobrze pamiętam, kiedyś wieża kościelna była nieotynkowana, z kamienia, a dowodem na to może być obraz namalowany przez mojego wujka. Teren kościoła był jednocześnie cmentarzem, i to dość długo – obecnie zlikwidowany. Pochowani tam byli i Niemcy, i Polacy. Najbardziej przykry jest fakt, że musieli się pogodzić z tym ci, którzy mieli na cmentarzu najbliższych. Na początku nagrobki wyrzucono poza terytorium kościoła, dopiero po jakimś czasie przyniesiono je i ustawiono wzdłuż murów kościelnych.
2 komentarze:
Miałaś interesująca wycieczkę
w przeszłość.
Było cudnie i już dziś mogłabym wrócić...
Prześlij komentarz