sobota, 30 czerwca 2012

Wspomnienia

Dość często, na pewno nie najczęściej, mam dylemat z rozpoczęciem nowego tematu  potem wszystko toczy się samo, i mam nadzieję, że tym razem nie będzie inaczej. W dzieciństwie jeździłam na wakacje do rodziny na wieś i na kolonie. Jeżeli chodzi o wieś, to wielokrotnie do Doboszowic. Tak się złożyło, że moja rodzina ze strony matki pochodzi z Siemianówki. Po zakończeniu II wojny światowej zostali oni wysiedleni i zakwaterowani na zachodzie Polski w Doboszowicach – wcześniejsza nazwa Hertwigswalde. Wieś historyczna i przepięknie położona, wieś, do której po mniej więcej trzydziestu latach wróciłam z ogromnym sentymentem. Sam dom był niegdyś niemiecką piekarnią i sklepem. Najbardziej lubiłam bawić się na strychu. Czysty, zadbany – prawdziwa skarbnica zabawek. Doskonale pamiętam wiklinowy wózek, poduszkę i pierzynę wypełnioną pierzem – wszystko było miniaturą rzeczywistości. Warcaby i kostka, która najprawdopodobniej znajduje się w tej chwili u mnie w piwnicy. Pamiętam kosmetyczkę z drewnianych, czerwonoczarnych koralików, potem sprułam ją i zrobiłam dla siebie i swojej mamy korale – są uwiecznione na jednym ze zdjęć. Moja ciocia, której córka otrzymała pamiątkę komunijną bez ramek, umieściła ją obok zdjęcia komunijnego (w bardzo dużej ramce) pozostawionego przez Niemców. Pamiątka pochodziła, pochodzi z 15 maja (april) 1917 roku, nazwisko prawdopodobnie brzmi Kürner – mam wątpliwości, ponieważ po przecinku znajduje się wtedy imię, dla mnie, tak w ogóle, pismo trochę skomplikowane do odczytania. Widnieje również na pamiątce miejscowość Bärdorf (Niedźwiedź).  Właścicielem piekarni (bäckerei) był Willy Scholz. Jeden raz po wojnie rodzina odwiedziła dom, ale problemy językowe uniemożliwiły kontakt. Niżej zamieszczam zdjęcie-widokówkę domu sprzed kilkudziesięciu lat, niestety, niezbyt dobrej jakości. Być może kiedyś będę mogła napisać więcej i udostępnić inne zdjęcia.


(Fot. B. Jęcek)

Doboszowice  Kościół św. Mikołaja, XIII wiek. O ile dobrze pamiętam, kiedyś wieża kościelna była  nieotynkowana, z kamienia, a dowodem na to może być obraz namalowany przez mojego wujka. Teren kościoła był jednocześnie cmentarzem, i to dość długo  obecnie zlikwidowany. Pochowani tam byli i Niemcy, i Polacy. Najbardziej przykry jest fakt, że musieli się pogodzić z tym ci, którzy mieli na cmentarzu najbliższych. Na początku nagrobki wyrzucono poza terytorium kościoła, dopiero po jakimś czasie przyniesiono je i ustawiono wzdłuż murów kościelnych.
          
(Fot. B. Jęcek)

suszka do atramentu
(Fot. B. Jęcek 2012)
Albendorf - obecnie Wambierzyce






2 komentarze:

Natalia Zalesińska pisze...

Miałaś interesująca wycieczkę
w przeszłość.

BLOG POETYCKI pisze...

Było cudnie i już dziś mogłabym wrócić...