poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Poezja Zbigniewa Jankowskiego z tomu "Biała przędza"

Wydawnictwo: Towarzystwo Przyjaciół Sopotu
Redakcja "Toposu"
Redaktor tomu: Krzysztof Kuczkowski
Sopot 2014
ISBN 978-83-61002-66-6

Powrót Sani

Miał być koniec, a popatrz:
to puszyste szczenię
to nasza zmarła Sania,
to biała dusza Sani
w naszym domu.

Jak kłębek rajskiej przędzy
wymknęła się z bożych rąk
i teraz się mota
ode mnie do ciebie,
od ciebie do raju.
Liże nam twarze, ręce, stopy,
tak wiele nam mówi
tą swoją niemotą,
jak puszek piany
rozgłasza bezkresny ocean.

Pobądźmy więc jeszcze,
popieśćmy tę chwilę.
Niech nas omota, otuli
swoją niemocą
i razem z nami
słodko zaśnie.

Aż poczujemy

ciepły uśmiech Boga,
który ten kłębek umyślnie
wypuścił z rąk.

Pokusa

Już dalej byłem, już bliżej
siebie,

a tu znowu 
ta rajska pokusa,
to wesele zmysłów:
elektronika (jak migotliwy
tron, rozedrgana boska muzyka):

Mój nowy laptop chwyta za palce
i wciąga po czubek duszy,
mój NIKON widzi już prawie na wylot
i jak zbuntowany anioł
zwiastuje "nowe generacje"
cyfrowe, lucyferowe
najpiękniejszego ze swoich światów...

Jak teraz to wszystko,
splątane ze mną,
wyrzucić przez okno,
by od nowa
czysto i cicho
zamieszka u siebie?

Hostia

Przyjdź, Chryste,
choćby pod postacią
ostatniego wiersza,
odartego z metafor
jak żebrak, który
cierpliwie szukał
w moim duchowym śmietniku.

Przyjdź, Chryste, powiedz,
czy tam coś było,
skoro tak długo trwałeś
pochylony
jak pod krzyżem,

skoro po latach
coś we mnie rozbłysło,
jakby odgrzebane
Twoją zakrwawioną ręką.

Po ostatnim rejsie

A na końcu powtarza: płyń,
do mnie się płynie
z daleka i z bliska,
nawet z głębi
ostatniej godziny
wypływa się do mnie
i we mnie przepada.

Płyń, aż się wynurzysz
z garścią żywego dna
na swój nowy ląd,
nareszcie jasny, przejrzysty,

aż uchwycisz pierwszy oddech,
świadomy, przytomny.

Płyń dla mnie, synku,
dla mojej pociechy z ciebie,
mojej w tobie
przedwiecznej miłości.

O jak dobrze
odradzać się w twoich zmysłach,
otwierać oczy,uszy, nozdrza
i w siebie brać
twoją pracowitą doczesność,
owocować tobą
ciągle nowym.

Jak dobrze, że wracasz
do siebie: do mnie.

Tylko oddychaj, głęboko oddychaj,
zaraz będzie cicho
i po wszystkim, co znowu
utopiłeś w sobie.



niedziela, 27 kwietnia 2014

Pożegnania

Mała Literacka: Poeta odchodzi. Wieczór Różewiczowski


W związku z niespodziewanym odejściem Poety Mała Literacka Teatru Nowego im. Kazimierza Dejmka w Łodzi postanowiła zorganizować nadzwyczajne spotkanie. W najbliższy wtorek (29 kwietnia 2014), o godz. 19.00 zapraszamy do Małej Sali Teatru Nowego (ul. Zachodnia 93), aby wspólnie oddać cześć i po raz ostatni pożegnać jednego z największych polskich poetów XX i XXI wieku.
 

W programie:

czytanie wybranych wierszy Poety w interpretacji aktorów Teatru Nowego: Katarzyny Żuk i Gracjana Kielara,
Kartoteka – słuchowisko Teatru Polskiego Radia w adaptacji i reżyserii Tomasza Mana z udziałem m.in. Stanisławy CelińskiejMagdaleny Cieleckiej, Andrzeja Chyry, Kazimierza Kaczora, Mariana Kociniaka, Grzegorza Małeckiego i innych, rozmowa o Poecie z udziałem Tomasza Mana i teatrolog dr Dominiki Łarionow – moderuje Zdzisław Jaskuła.
 

Tadeusz Różewicz 

(1921-2014)

Na odejście poety i pociągu osobowego

Nie wie 
jaki będzie jego ostatni wiersz 

jaki będzie pierwszy dzień 
na świecie bez poezji 

pewnie będzie padał deszcz 
w teatrze będą grali Szekspira 
na obiad będzie zupa pomidorowa 

albo na obiad będzie rosół z makaronem 
w teatrze będą grali Szekspira 
będzie padał deszcz 

muzy nie dały mu gwarancji 
że z ostatnim tchnieniem 
wypowie coś budującego 
jasnego 
więcej światła i tak dalej 

prawdopodobnie 
odejdzie 
tak 
jak odchodzi opóźniony 
pociąg osobowy 
z Radomska do Paryża 
przez Zebrzydowice



Natomiast w Starym Ratuszu we Wrocławiu wyłożona została księga kondolencyjna - hołd poecie można oddać do niedzieli, do godziny 20:00.

W poniedziałek, 28 kwietnia, w godzinach od 9.00 do 11.00 odbędzie się pożegnanie Tadeusza Różewicza w kaplicy cmentarnej przy ul. Kiełczowskiej we Wrocławiu. O godz. 10.00 zostanie tam także odprawiona msza żałobna.



Źródło

czwartek, 24 kwietnia 2014

Zmarł Tadeusz Różewicz,

wybitny poeta współczesny. Urodził się 9 października 1921 w Radomsku, zmarł 24 kwietnia 2014 roku we Wrocławiu. Prozaik, dramaturg, eseista.

Posłowie do poematu

Powoli ostrożnie
trzeba zdejmować słowa

rozbierać obraz z obrazu
kształt z barw
obrazy z uczuć
aż do rdzenia
do języka cierpienia
do śmierci

Są wiersze
wewnętrzne
i wiersze zewnętrzne
są wiersze skończone uchwytne
wyrzucone
na powierzchnię
przez wiedzę rutynę
promienne
jak światło
i są inne
płynne senne
ciemne.



***

Czas na mnie
czas nagli

co ze sobą zabrać
na tamten brzeg


nic

więc to już
wszystko
mamo


tak synku
to już wszystko


a więc to tylko tyle

tylko tyle

więc to jest całe życie

tak całe życie




sobota, 19 kwietnia 2014

Kilka słów i wiersz

Nie mam przygotowanego nic na dzisiejszy piękny dzień. Mam natomiast książkę, dobrze leciwą, którą kupiłam w późnych latach siedemdziesiątych na jednym z bazarów w Warszawie. Było tam dużo staroci, czyli czegoś, co mnie kręci. Książka była stara i to mogło być wystarczającym powodem dla mnie żeby ją kupić. Podejrzewam że nad treścią nawet się nie zastanawiałam. Pochodzi z 1928 roku a została wydana przez  Księgarnię Kroniki Rodzinnej umiejscowionej wówczas przy Placu Zamkowym (Podwale 4) w Warszawie. Swego czasu znajdowała się w księgozbiorze Ks. Zygmunta Brodnickiego, tytuł "PRZEŚLADOWANIE KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO W MEKSYKU", autor Andrzej Bór. W książce znajduje się, tuż na wstępie, wiersz, jeden jedyny zresztą. Jeszcze nie zaznajomiłam się z lekturą i chyba tego nie zrobię, na pewno nie teraz.

Słyszycie?

Słyszycie odgłos z Meksyku
Piekielnej wrzawy i krzyku?
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
         Tam krew niewinna się leje,
         A djabeł z tego się śmieje.
Tam Kościół i krzyż zhańbiony,
Lud katolicki skrzywdzony.
          Nieludzkie tam okrucieństwa,
          Tam liczne palmy męczeństwa!
Tam wrogów krzyża szał wilczy,
A świat chrześcijański milczy...
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 
Polsko! Ojczyzno ma droga!
Czy nie przejmuje Cię trwoga?
Czy ty nie widzisz, nie czujesz,
Że sobie ten los gotujesz?
            Byłaś wprzód wiary przedmurzem,
            A dzisiaj stałaś się tchórzem...
            I dla żydostwa podnóżem...
Krzyż Ci z korony strącono,
A nie drga z bólu twe łono...
            Zbudź się ze snu i gnuśności,
            Do walki o swe świętości!


X. Mat. Jeż.

Życzę wszystkim Wesołego Alleluja, spokojnych i zdrowych Świąt Wielkanocnych.



niedziela, 13 kwietnia 2014

Urszula Kowalska

Matka

W przelocie wspomnień wraca czas.
Czy w blaskach, czy w cieniach, wciąż żywy.
A w nich ona.
W wirującej na wietrze błękitnej sukni,
Z matczynym uśmiechem pochyla się nade mną,
Pachnie lasem...
Była obrazem nieskończonym.
Zapracowana,
Nieobecna,
Zbyt krótko trwały chwile,
Kiedy z księżycem wchodziła do mnie.
Za mało było rozmów ważnych,
Tych ścieżek najprostszych.
Był dom, chleb i książki.
I miłość w każdym geście,
W każdym słowie,
W bezsenności.
Taka codzienna 
Lecz dająca siłę,
By przeżyć wśród ciosów życia.

Cisza w progach matki

Stara kobieta szura nogami, by zagłuszyć ciszę.
Bezsilne ciało budzi gniew.
Miota nim jak ślepiec,
By trafić w obecnego.
Zostaje z wyrzutem sumienia.
Sumienia bez wieku.
I znów czeka.

Serca rozdarte

Ty, co na równe części
Dzieliłaś serce.
A w każdej było dziecko,
Ufnie przytulone.
Patrzyłaś jak rosły,
Dumna i niepewna
O ich los...
Zdarzyło się,
Bez winy żadnej,
Że w otchłań nieznaną
Wpadła jedna z tych części.
A ty krwawisz cała,
I tych co zostali,
Trzymasz od swego bólu z dala.
Oszalałą z rozpaczy,
Los chciał nie chciał,
Wessał w tę pustkę,
Z której nie widzisz,
Że ktoś błaga o mały znak.

Kamienie pamięci

Kamienie smutku i pamięci,
Pełnią swą wartę na cmentarzu,
Przy tych, co leżą tu pod nimi,
Są ich symbolem, są ich twarzą.

Deszczem i łzami wyżłobione,
Z życiem gdzieś w środku nich zaklętym.
A w nas są myśli dobre tylko,
Gdy wspominamy swoich świętych.

Jest w nich też myśl z którą już rosłam,
Zawarta w tej intencji prostej,
Od zmarłych do tych którzy żyją,
Ten kamień stanie się pomostem.


Z tomu "Strofy moje"
Wydanie I, 2013
ISBN 978-83-62867-00-4
Redakcja: Hanna Prosnak
Projekt okładki: Krzysztof Łasecki






sobota, 5 kwietnia 2014

"Ostatnie rozdanie" Wiesława Myśliwskiego (fragmenty)

(...) Ale kiedy świat tak naprawdę podobał się ludziom? Ktoś może powiedzieć, takiego upadku cnót jeszcze dotąd nie było. Być może, nie wiem, nie żyłem przedtem. Tylko czy cechą cnót nie jest to, że zawsze są w stanie upadku? Upadek, można powiedzieć, to stan naturalny świata. (...)

(...) Raz po awanturze opuścił zakład Radzikowskiego, zaklinając się, że noga jego więcej tu nie stanie. A poszło o to, że garnitur źle na nim leżał, ręki nie mógł swobodnie unieść, pod pachami go cisnęło, a wiadomo, adwokat musi rękami i tak, i tak, i za głowę się złapać, gdy w złą stronę proces idzie i oskarżyciel zdobywa przewagę, to garnitur nie ma prawa go więzić. Opowiadał Radzikowski, że takiej figury nie spotkał w całej swojej karierze. Na takiej figurze musi źle leżeć. Zwłaszcza że przy każdym braniu miary miał mecenas Róg-Skwarek inne wymiary, żeby nie wiadomo, jak dokładnie i w ilu miejscach go mierzyć. Niestety, zdarzają się tacy płynni ludzie. Gdy mu dużo luźniejszy zrobił kiedyś garnitur, też było źle, bo nie umiał zupełnie nosić garniturów. Skąd miał zresztą umieć, skoro idąc, nie wiedział, że idzie, jakby w ogóle nie wiedział, że chodzi. Szedł, a bez przerwy poruszał ustami, to wciągał, to wyciągał głowę, rzucał w przód, w bok, jakby chciał jej się pozbyć, ponieważ mu ciążyła, przytłaczała myśli, a rękami wyczyniał jakieś gesty, jakby właśnie wygłaszał mowę obrończą na jakimś procesie. Przystawał, ale czy wiedział, że przystanął? Za to wygrywał prawie wszystkie sprawy. Ale brał najtrudniejsze, łatwe odrzucał. (...)

(...) Wydawało mi się, że mnie rozumieją, w jak dręczącej pustce muszę być pogrążony, gdy rzucam tylko to jedno proszące słowo: 
- Przyjdź.
Kto wie, czy również ich nie dręczyło podobne poczucie pustki, tylko, być może, pustkę uznawały za swoje przeznaczenie. Niestety, ledwo która wyszła, ta pustka wracała do mnie jak bumerang, zmuszając nieraz do zastanowienia, czy da się czymkolwiek zapełnić życie, gdy nie stać człowieka na miłość. Lecz kogóż tak naprawdę na nią stać? Wbrew pozorom, to wcale nie takie łatwe uczucie, jak powszechnie się sądzi. To uczucie pełne ustawicznych zwątpień, niepewności, lęków, wymagające zdolności utożsamiania się z tą drugą osobą, odczuwania jej odczuwaniem, myślenia jej myślami. W miłości nie ma się własnego bólu, nie ma się własnego płaczu. I ból, i płacz są wspólne. Miłość to, być może, mądrość wspólnego przemijania, jakby razem z nami przemijał i świat. Znosząca odrębność naszego ja i świata. (...)

(...) Nachodziła mnie czasem myśl, czyby nie kupić domu, a może bym się przywiązał. Ktoś mi ze znajomych doradzał, że lepiej wybudować, ściślejszy ma się wtedy związek, lepiej taki dom trzyma. Osadza cię, wkopuje niemal w ziemię i to, bywa, na głębokość paru pokoleń. Taki dom ciągnie, nawet gdy się znajdziesz na drugim końcu świata. Nie ludzie, nie kraj, dom. Próbowałem sobie nawet wyobrazić taki dom. Za każdym razem jednak za duży, kilkupiętrowy, z niezliczoną liczbą pokojów, żebym mógł się przenosić z pokoju do pokoju, gdybym w którymś już nie mógł mieszkać. Zawsze się jednak w nim gubiłem, krążyłem po tych pokojach, po korytarzach, jak po jakimś labiryncie, niepewny, czy w tym pokoju już byłem, a w tym nie, często traciłem orientację, w którą stronę mam iść, żeby trafić do wyjścia. (...)

(...) Młodość nie jest tak pociągająca, jak się panu może wydaje. Młodość to zmarnowany czas. Zmarnowany na złudzenia. Jakby życie ofiarowując nam młodość, zadrwiło z nas, aby tym dotkliwiej nas potem doświadczyć. (...)

(...) - Stał do mnie tyłem - powiedziałem - a nie śmiałem mu w twarz zajrzeć. Po co mu w takim razie ta smycz, skoro nie miał psa?
- A po co? A każdy chciałby się jeszcze czegoś przytrzymać, nie wie pan. Dzięki tej smyczy może żyje, że nie wypuszcza jej z ręki. (...)



Wydawnictwo Znak, Kraków 2013
ISBN 978-83-240-2780-4